Wiceprezes Zarządu Asseco Poland S.A., Członkini ACCA
Czy feminizm jest wciąż gorącym tematem do dyskusji w Polsce?
Jako idea w Polsce owszem, choć wydaje się, że na poziomie społecznym dotyczy obecnie innych tematów niż biznes. W biznesie nadal występuje globalnie, ale pod innymi, szerszymi hasłami - typu „diversity” czy pod literą "S" w tak modnym ostatnio ESG. Oczywiście pojawia się też, raz na jakiś czas, w aspekcie równości płac czy szklanych sufitów, ale w moim odczuciu częściej na poziomie artykułów i publikacji prasowych niż w codziennym działaniu czy dyskusjach.
Czy według Pani „szklany sufit” jest w Polsce rzeczywistością? Czy to tylko gorący temat do przyciągania uwagi użytkowników social mediów?
Dane statystyczne pokazują, że zarządy spółek to w przygniatającej większości mężczyźni i trudno z tym polemizować. Natomiast chciałabym wierzyć, że w jakiejś części jest to także skutek wyborów kobiet, a nie szklanego sufitu. Trudna prawda jest jednak także taka, że aby awansować i robić karierę, wymagana jest często praca po godzinach, wyjazdy, dyspozycyjność. Ten warunek od razu eliminuje dużą część kobiet, które poza pracą mają inne obowiązki głównie rodzinne, a które nie mają partnera, skłonnego część tego trudu wziąć na siebie.
Trudno jest mi jednak mówić generalnie, więc powiem na swoim przykładzie. Nigdy nie zdarzyło mi się, aby ktoś w stosunku do mnie używał argumentu, że fakt, iż jestem kobietą może być czynnikiem "szkodliwym", a pracuję w mocno męskim środowisku. Nie wykluczam jednak, że zwyczajnie miałam szczęście, w tym także związane z tym, że mój mąż gotów był na dużo poświęceń. Znam jednak przykład z życia także będący w kontrze do konepcji szklanego sufitu. Dotyczy on mojej bardzo zdolnej i pracowitej koleżanki, która weszła na najwyższy stopień w strukturach korporacji międzynarodowej i bardzo szybko awansowała. Jednak wielu jej kolegów podkreślało, że jej sukces wynika z tego, że jest kobietą, a w dobrym tonie dzisiaj jest mieć kobietę w zarządzie. I to jest strasznie smutne, bo dezawuuje wypracowany przez kobiety sukces. Z tego powodu jestem zdecydowanym przeciwnikiem parytetów i podobnych uregulowań wynikających z poprawności politycznej.
Czy wierzy Pani, że niektóre zawody są czysto męskie lub czysto żeńskie?
Intuicja podpowiada mi, żeby odpowiedzieć, że nie wierzę...ale pewnie są obiektywne przyczyny, dla których wśród hutników czy stoczniowców jest mało kobiet ;) Moim zdaniem należy uznać, że predyspozycje do niektórych zawodów są związane z pewnymi cechami, nazwijmy to, biologicznymi czy psychologicznymi, a te z kolei skorelowane są z płcią. Nie oznacza to jednak, że dostęp do danego zawodu powinien być ograniczany ze względu na płeć. Ograniczenia ze względu na predyspozycje zawsze jednak będą, stąd statystycznie rzecz biorąc, w jednym zawodzie będzie więcej reprezentantów danej płci niż w innym. Nie podoba mi się jednak, że nadal funkcjonują u nas stereotypy, które powodują, że nieufnie patrzymy na pana, który jest opiekunem w przedszkolu czy na panią taksówkarkę.
Czy używa Pani zwrotów w rodzaju żeńskim (np. dyrektorka, kierowniczka) w korespondencji lub w czasie rozmów?
Mam do feminatywów stosunek dwuznaczny. Z jednej strony sama siebie nie nazywam wiceprezeską ani do moich koleżanek nie mówię per dyrektorka czy kierowniczka. Do niedawna uważałam, że to zamiast dodawać, odejmuje powagi.
Ostatnio zmieniam zdanie, bo jedna z koleżanek zwróciła mi uwagę, że to kwestia przyzwyczajenia i że jest powód, dla którego pielęgniarka czy fryzjerka brzmi dobrze, a prezeska już może mieć zabarwienie humorystyczne czy wręcz pejoratywne. Nie wspominając już o ministrze. Nie uważam, że jest to kwestia, o którą warto szczególnie walczyć, ale nie odmawiam prawa moim koleżankom do tytułowania się tak, jak uważają za stosowne. Z resztą w świecie korporacji i tak rządzą anglicyzmy. Rozumiem jednak, że może to być istotne dla części kobiet, a zmiany na poziomie języka mają znaczenie i w dłuższym terminie pociągają za sobą zmianę myślenia. Jednak dla mnie nie ma to tak fundamentalnego znaczenia.
Czy ma Pani wrażenie, że płeć żeńska może być czynnikiem ograniczającym przy poszukiwaniu pracy?
Ciągle jeszcze uważam, że tak. Zdarzyło mi się raz podczas rekrutacji, gdy wracałam do pracy po urlopie macierzyńskim, usłyszeć pytanie o to, kto się zajmie moim dzieckiem. Zadał je mój późniejszy, długoletni szef, który tak w ogóle jest fantastycznym człowiekiem i ojcem wielodzietnej rodziny. Odpowiedziałam, że mojego męża nikt o to nie pyta. Potem się okazało, że pytanie wynikało z troski, a nie z obawy. Nie zmienia to jednak faktu, że statystycznie kobiety nadal są postrzegane jako pracownicy bardziej ryzykowni, bo to one będą się potencjalnie zajmować np. chorym dzieckiem. Dlatego tak ważne jest, żeby zmieniać to społeczne postrzeganie taty jako nieobecnego, ale przynoszącego pieniądze, a mamy jako opiekunki domowego ogniska. U mnie w domu, przez długie lata to mama zarabiała więcej niż tata i nigdy nie było to jakąkolwiek kwestią do dyskusji. Jak długo taki podział ról działa i pasuje obu stronom, tak długo to jest w porządku.
Jedną z barier na drodze do kariery, w przypadku kobiet, jest ich skromność i brak tzw. siły przebicia. Wynika to przede wszystkim z modelu wychowania „na grzeczną dziewczynkę”. Czy zgadza się Pani...
Bardzo się zgadzam, dlatego czasem cieszę się, że moje córki są „niegrzeczne”. Prosta obserwacja na placu zabaw prowadzi do wniosku, że dziewczynki są upominane, żeby były ostrożne, a chłopców zachęca się do podejmowania ryzyka. Łatwiej przyjdzie nam usprawiedliwić złe zachowanie chłopca, niż dziewczynki, której to czy tamto nie przystoi. Tu na pewno mamy lekcję do odrobienia. Ostatnio moja młodsza córka miała w szkole lekturę, która uważam, powinna być obowiązkowa także dla dorosłych. Jej tytuł to „Mania. Dziewczynka inna niż wszystkie”. Fantastyczna książka o Marii Curie Skłodowskiej, która dla mnie jest absolutnym wzorem feminizmu. Mania została wychowana w przeświadczeniu, że może sięgać po to samo co chłopcy, może studiować fizykę, jeździć na rowerze czy zostać profesorem na Sorbonie. Uważam, że jeśli zrobimy tylko tyle i aż tyle, żeby dziewczynkom dać ten komfort sięgania po dokładnie to samo, co chłopcy, to w sposób naturalny zmienią się proporcje w zarządach spółek, w polityce czy w kolegiach naukowych na uczelniach.
Jakich kompetencji i umiejętności, Pani zdaniem, powinno uczyć się dziś dziewczynki?
Kluczowe w życiu jest zrozumienie, że jak się odnosi sukces to jest powód do radości i dumy, ale jak się coś nie udaje, mimo powziętego wysiłku, to też nic strasznego. Moim zdaniem ważne, żeby uczyć wszystkie dzieci, że warto czasem zaryzykować, a jak nie wyjdzie, to się podnieść i iść dalej. Często ze strachu boimy się marzyć o czymś wielkim lub żeby nie zapeszyć nie komunikujemy swoich potrzeb lub pragnień. A czasem jedyną drogą, żeby po coś sięgnąć, jest powiedzenie na głos, że się tego chce. Myślę, że dziewczynki trzeba uczyć odwagi, próbowania i nie zniechęcania się. Pamiętam, jak całkiem niedawno moja koleżanka składała mi gratulacje po awansie do zarządu i skarciła mnie strasznie, że w odpowiedzi mówiłam, że miałam trochę szczęścia, że się tak akurat złożyło.. Usłyszałam, że próbuję umniejszyć swój sukces i że żaden facet by się tak nie zachował. I stwierdziłam, że właściwie, to prawda. Mamy naturalny opór, żeby powiedzieć sobie, że na coś zapracowałyśmy, bo a nuż ktoś pomyśli, że jesteśmy nieskromne.
Jakie formy wsparcia ze strony firmy czy organizacji dla kobiet, ich awansu i rozwoju byłyby najbardziej pożądane?
Prawdę mówiąc nie jestem specjalną fanką organizacji stricte dla kobiet, tak jak nie byłabym zwolennikiem organizacji dla brunetów ani leworęcznych. Człowiek to istota złożona na tyle, że grupowanie według jednej cechy, uważam za uproszczenie. Jestem jednak przekonana o sile kobiet i rozumiem intencję takich organizacji oraz to, że czasem, żeby zmiana się dokonała szybciej, potrzeba silnego impulsu z zewnątrz, którego takie organizacje dostarczają. Osobiście preferuję zmiany ewolucyjnie, a nie rewolucję, ale czasem, żeby osiągnąć efekt, którym długoterminowo jest równowaga, musi nastąpić przesilenie i z tym nie będę dyskutować.
Czy zna Pani pracodawcę w Polsce, który wcielił wartość inkluzywności w życie organizacji w sposób praktyczny i wymierny?
Zdaje się, że mój pracodawca radzi sobie z tym całkiem nieźle. W naszej organizacji, w branży IT pracuje coraz więcej kobiet i jest to pewien znak czasów, bo kobiety uwierzyły, że mogą być developerkami czy analityczkami. Nie ma w tym żadnej sztuczności, próby wyznaczenia jakichś parytetów, dzieje się to zupełnie naturalnie, bo kobiety wygrywają procesy rekrutacyjne. Mamy politykę wynagradzania, która nie różnicuje ze względu na płeć i to wszystko dzieje się dość naturalnie. Myślę, że w dużej mierze to, co obserwujemy w Asseco jest związane z tym, że dziewczynkom przestano wmawiać, że informatyka, matematyka czy fizyka to domeny męskie. To się bardzo zmieniło – dziewczynki programują, grają w szachy i minecrafta, a to potem procentuje, bo później studiują kierunki ścisłe, a następnie przychodzą do nas do pracy. 😊
Jak bardzo środowisko zawodowe jest dziś przyjazne dla pracowników z dziećmi?
Bardzo dużo zmieniło się w tym obszarze w ostatnich latach. Coraz większa jest też nasza wiedza m.in. psychologiczna na temat tego jaki wpływ na dorastanie i dorosłe życie ma udane dzieciństwo, w otoczeniu bliskich ludzi. Wpływ na tę zmianę ma również bogacenie się społeczeństwa i coraz większe oczekiwanie komfortowego życia. A firmy i organizacje tworzą ludzie, stąd budowanie coraz bardziej przyjaznego środowiska pracy staje się czymś naturalnym i niewątpliwie to się dzieje. Coraz więcej firm ma świadomość, że zadowolony pracownik, którego potrzeby w różnych obszarach są zaspokojone, to dobry pracownik. Budowanie przyjaznego miejsca pracy albo dzieje się z własnych przekonań właścicieli firm i menedżerów, którzy wyznają takie wartości, ale też rynek będzie wymuszał zmiany, bo pracownicy będą szukali takich miejsc, w których będą mogli godzić karierę zawodową z życiem rodzinnym.
Czy firmy oferują praktyczne wsparcie pracownikom z dziećmi? Jeśli tak, to jakie? I jakie inne formy wsparcia byłyby mile widziane przez pracujących rodziców?
Wydaje mi się, że to, co funkcjonuje na poziomie prawodawstwa krajowego to jest już dużo – wydłużone urlopy macierzyńskie i ojcowskie zapewniają czas na realizowanie się poza pracą. Wolałabym, żeby była pełna dowolność,jeśli chodzi o wykorzystanie tego urlopu przez mamę i tatę. Doceniam to, co zmieniło się w Polsce, zwłaszcza, jak rozmawiam ze znajomymi, którzy pracują np. w USA, czy nawet w uznawanej za prosocjalną, Francji, gdzie urlop macierzyński trwa kilka tygodni. Dzisiaj pracownicy chcą mieć bardziej elastyczne godziny pracy czy zadaniowy czas pracy. W dużej mierze również pracują zdalnie i opiekują się dziećmi, ale też np. starszymi rodzicami i łączą skutecznie te obowiązki. Coraz więcej organizacji daje taką możliwość i wspiera rodziców np. poprzez różnego rodzaju benefity. Duże znaczenie ma także sama postawa pracodawcy, zrozumienie wobec szczególnych sytuacji np. podczas choroby dziecka czy obecnie w czasie nauki zdalnej, kiedy często rodzice pracują, a dzieci uczą się z domu.
Co Pani sądzi o tzw. sabbatical leave? Czy są szanse na wprowadzenie go do firm i organizacji, działających w Polsce?
Mam mieszane uczucia, z jednej strony rozumiem, że praca to nie wszystko i marzenie o podróży dookoła świata dobrze zrealizować w kwiecie wieku, a nie na emeryturze. Z drugiej strony pragmatycznie patrząc, konieczność zapewnienia ciągłości działania organizacji i pogodzenie tego z kilkumiesięcznymi nieobecnościami kluczowych pracowników to ogromne wyzwanie. Po ludzku więc rozumiem, ale uważam, że każda decyzja ma swoje konsekwencje i nie uważam, że chęć realizacji własnego marzenia czy konieczność bardzo długiego odpoczynku , powinna odbywać się „kosztem” firmy i innych jej innych pracowników.
Jak ważna jest dla Pani kariera zawodowa oraz praca? W skali od 1 do 10, gdzie 1 to wartość minimalna a 10 to maksimum.
Jest dla mnie ważna. Myślę, że 8 lub nawet 9 w tej skali. Poświęciłam mojej pracy dużo czasu i zwyczajnie ją bardzo lubię, więc jest dla mnie istotne, żeby spełniać się zawodowo i odnosić w niej sukcesy.
Jeśli Pani celem byłoby podniesienie swojej wartości na rynku pracy, to poprawieniu jakiej umiejętności czy kompetencji poświęciłaby Pani najwięcej uwagi?
Myślę, że wszelkie kompetencje w zakresie planowania strategicznego i zarządzanie zmianą są dzisiaj w cenie. Żyjemy w czasach czarnego łabędzia, więc umiejętność zwinnego zarządzania organizacją na pewno jest kluczowa, tym bardziej, jeśli organizacja jest okrętem, a nie żaglówką.
Czy czasem marzy Pani o pracy za granicą? Jeśli tak, to w którym kraju?
Zupełnie nie, ale to dlatego, że Grupa Asseco to organizacja międzynarodowa ze spółkami w 60 krajach świata. Codziennie rozmawiam z kolegami zza granicy, z częścią się przyjaźnię i nie odczuwam potrzeby zmiany. Myślę, że jest dużo prawdy w powiedzeniu, że u sąsiada trawa zawsze jest bardziej zielona. Mam to szczęście, że poprzez częste kontakty z ludźmi spoza Polski w dużej mierze pracuje w międzynarodowym środowisku będąc jednocześnie mocno osadzona w polskich realiach, które mimo wielu wad, nadal lubię, dlatego moje marzenia koncentrują się wokół czegoś innego.